Archiwum 07 października 2016


paź 07 2016 Spotkanie
Komentarze: 0

Stwierdzam tak optymistycznie na wieczór, że spotkania po latach są fajne. Zwłaszcza, jak widzisz, że ludzie nic a nic się nie zmienili. Dalej piękni i młodzi :) młodzi duchem oczywiście :) Plusem dzisiejszego spotkania jest to, że mogłam wyściskać, wyprzytulać mężczyznę bezkarnie. Pogadać jak za dawnych czasów. Było super fajnie wesoło i miło. I tym optymistycznym akcentem kończę na dzisiaj :) 

ladymarion : :
paź 07 2016 Komunia, komunia i jeszcze raz komunia
Komentarze: 0

Do niedawna moje dziecko było przekonane, że do komunii nie pójdzie. Teraz, tak, jak czułam, postanowiło, że pójdzie. Bo ukręci na tym biznes a przy okazji zrobi dobrze babci, cioci. Z tym, że im więcej pakujemy się w ta całą komunijną otoczkę, tym bardziej widzę, że nie tylko o kase tu chodzi. WIdzę, że to też pole do popisu dla mnie aby jakieś wartości wpoić jej przy okazji. Tak, że to lekcja też dla mnie. W zasadzie jestem ostatnią osobą na tym świecie, której zależało na tym, aby do tej komunii to moje dziecko szło. Ale jestem obecnie najbardziej zaangażowaną osobą w to wszystko. I generalnie to mam dość. Powiedziałam dziecku, że chodzić trzeba na różańce no i byłyśmy. Ponieważ jednak średnio przepadam za miejscami kultu religijnego, stwierdziłam, że skoro babcie ciocie i tatus byli tak nakręceni na ten mus komunijny to niech się do jasnej ciasnej zaangażują. No i co? No i dupa. Jak zwykle radź sobie babo sama. Tatuś się już wykręcił, co z resztą to się okaże ale przypuszczam, że zaangażowanie im spadło. Przy okazji dowiedziałam się jakich kitów dałam sobie nawciskać. No i wiem, że dziecku zależy a jak dziecku zależy to zależy też i mi. Tylko siostrze nie zależy i odstawiła totalny cyrk. A ponieważ mam w dupie co inni myślą, to odstawiała sobie ten cyrk a ja spokojne odmawiałam różańce. Powiem, że to nawet uspokaja :) Co nie zmienia faktu, że po jednym mam dośc a przed nami jeszcze 9....

ladymarion : :
paź 07 2016 Przywiązanie
Komentarze: 0

Ostatnio u mnie faza euforii przeplata się z fazą totalnego doła. No tak jest. Było wyrównane a teraz znowu jadę na rollercoasterze emocjonalnym. Przydałoby mi się trochę materializmu. Bo ja materialistką nie jestem. Przywiązuję się do ludzi a nie do rzeczy i to czasem jest trudne. Bo rzecz możesz wyrzucić, schować, znów wyciągnąć itd. A ludzie przychodzą, odchodzą. I dzisiaj ten trudny dziień porzucenia. Nie, nie rzucił mnie facet. Ba, nawet klient mnie nie rzucił. Nikt mnie nie rzucił, taka kolej rzeczy, że idą zmiany. A że ja się wszystkich kurczowo trzymam i nie chcę puścić, to i dół przyszedł. Tak, czułam się mega porzucona, osamotniona. I nawet żyłam nadzieją, że uporam się z tym sama. Takie miałam postanowienie. Do nikogo nie dzwonić, nie pisać. Trwać w samotności i pozwolić sobie na tę katastrofę, która wcale katastrofą nie była. Bo NIC się nie stało. No ale punkt zapalny się oczywiście znalazł. No i wylałam swoje żale. Najpierw komuś kto nic z tego nie zrozumiał, czyli nic nowego. W sumie wystarczyłoby, żeby tylko przytakiwał :) A potem zadzwoniłam do mojego ratunku i oczywiście trochę na chłodno, trochę z emocjami wyłożyła kawę na ławę. Oczywiście ze swojej perspektywy. I na szczęście ze swojej. Już mi lepiej. Ostatnio podczas medytacji powiedziałam, żeby wszystko ułożyło się dla mnie jak najlepiej. No i chyba się układa, tylko ja tak bardzo boję się zmian. Zawsze jak robi się gorąco to zwiewam albo popadam w doła. Jak już pisałam zupełnie się nic nie stało. Na chłodno stwierdzam, że chyba potrzebuję się nakręcić, żeby ruszyć do przodu. A że ostatnio ruszyłam ogólnie z kopyta to i katastrof przybędzie bo coś napędzać mnie musi. 

ladymarion : :